poniedziałek, 14 listopada 2011

Gdzie się podział tamten czas...

piątek, 25 września 2009
W pobliżu zamku płynie rzeka Czarna Przemsza, rzeka dzieciństwa mojej mamy. Piękne dni lata dzieci spędzały nad tą rzeką. Zimą, gdy zamarzała, stawała się lodowiskiem. Nie była to zabawa bezpieczna. Dziwię się nawet, że babcia pozwalała na nią swoim dzieciom. Zdarzyło się przecież pewnej zimy, że brat mojej mamy topił się pod lodem, który okazał się zbyt cienki na jazdę po nim na łyżwach. Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie. Został uratowany. Podarowano mu wtedy zaledwie kilka lat życia, zważywszy na jego dalsze losy w czasie wojny, która już wtedy zbliżała się wielkimi krokami.

Moja mama z bratem Władziem. Siewierz.
Po tej rzece przed wojną dziadkowie i ich goście pływali kajakiem. Nie były to może wyprawy na miarę wypraw Wańkowicza tropami Smętka, ale z pewnością bardzo przyjemne. Ciekawe czy dzisiaj ktoś po tej rzece pływa kajakiem?


Rzeka, o której piszę była także rzeką mojego dzieciństwa. W innej miejscowości, kilkanaście kilometrów dalej, ale to historia na zupełnie inną notkę.
Tak jak dom, w którym mieszkali dziadkowie, zmieniony wprawdzie, ale jednak pozostał, tak mieszkania, jego klimatu, wystroju już nie ma nigdzie i nie da się go odtworzyć w żadnym innym miejscu.


Moja babcia w gabinecie. Biurko i fotel były robione na zamówienie według projektu mojego dziadka. Blat i drzwiczki były inkrustowane różnymi gatunkami i odcieniami drewna. To biurko i fotel znajdują się w tej chwili w mieszkaniu mojej mamy. Taki zachowany maleńki skrawek przeszłości.
Nad biurkiem wisi portret dziadka. Na zdjęciu widać tylko kawałek. Ten portret również jest u mojej mamy. Te przedmioty towarzyszyły mojemu dzieciństwu. Są takim ogniwem łączącym mnie z przeszłością, z przodkami.


Biblioteka, którą tu słabo widać, również stoi w pokoju u mojej mamy. Prawie wszystkie meble ze zdjęć znajdowały się u nas w domu, wśród nich się wychowałam. Dopiero teraz jednak widzę jak są cenne wspomnieniami.
Ten fotel cały czas stał w mieszkaniu dziadków i babcia siadała w nim do końca swojego życia. Po jej śmierci spał na tym fotelu piesek. Fotela nie zabrałam do nowego mieszkania, był zbyt duży i za bardzo zniszczony. Tak mi się wówczas wydawało. Dzisiaj na pewno postąpiłabym inaczej. Dałabym go do odnowienia i zabrała. Czasami popełnia się w życiu błędy, których naprawić się nie da.


Na stole po prawej stronie widać obrus, haftowany przez babcię. Pamiętam go z mojego rodzinnego domu.
Jednak te wszystkie meble, obrusy przeniesione w inne miejsce i inny czas stwarzały tylko namiastkę tamtego domu. Stawały się pamiątkami pełnymi wspomnień i uczuć, pamiątkami po tym co przeminęło, co zostało brutalnie przerwane, rozdarte na kawałki tamtej jesieni 1939 roku.
W następnej notce muszę napisać o wspaniałej kobiecie, której nie ma na żadnej fotografii, a która praktycznie wychowała moją mamę i jej braci, która towarzyszyła rodzinie przez wiele lat, zarówno w domu jak i w czasie wyjazdów do Rabki czy Krynicy. O skromnej, ukrytej w cieniu a jednak bardzo ważnej osobie. O służącej Anieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz